[…] Uznawałem Liban jako raj na ziemi z jego pięknem natury oraz serdecznymi i gościnnymi ludźmi, którzy traktowali nas z sympatią i zrozumieniem naszej tragedii. Nie mam słów, które mogłyby dostatecznie wyrazić mój pobyt w Libanie, ale chcę powiedzieć z dumą i radością, że znalazłem się nagle w miejscu, które wypełniło moje serce radością, a moją duszę siłą i przekonaniem, że istnieją dobrzy ludzie na tej ziemi.
To przekonanie dało mi siłę charakteru, aby poświęcić ponad dwadzieścia lat mojej emerytury na pisanie oraz wykłady w instytucjach edukacyjnych w czterech krajach świata, aby uświadomić publikę o tragedii Polaków z rąk Sowietów podczas II wojny światowej i co równie ważne, aby pokazać światu, kim jesteśmy i co reprezentujemy jako Polacy.
To wspomnienie Wiesława Adamczyka, który jako chłopiec wędrował z Syberii przez Bliski Wschód, a ostatecznie zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. W archiwach, ocalałych listach i wspomnieniach znajdujemy ogromną liczbę takich relacji, gdzie Iran, Irak czy inne kraje wschodu były przez naszych rodaków nazywane rajem na ziemi. Nie tylko w okresie wojennej tułaczki. Również w późniejszych latach ubiegłego wieku Kuwejt, Irak czy Liban były wymarzonym miejscem wakacyjnego odpoczynku, oczywiście dostępnym tylko dla niektórych. Wielu Polaków, inżynierów i budowlańców, wyjeżdżało także do pracy związanej z rafineriami w Iraku. Parę lat temu w zabawny, a wręcz absurdalny sposób spotkałam taką osobę w małym australijskim miasteczku. Był staruszkiem, którego spytałam o drogę, i zapewne nie rozpoznalibyśmy się jako rodacy, gdyby nie smycz z kluczami na jego szyi w barwach polskiej flagi, które zamiast mnie zauważył kolega z… Turcji, poznany tego samego dnia w samolocie z Nowej Zelandii. Pan Wojtek pełen nostalgii opowiadał o swoich przygodach i wyraził wielką chęć powrotu do Iraku, gdyby tylko zdrowie mu na to pozwoliło.
Według oficjalnych statystyk w latach 80. Polskę opuściło 270 tysięcy osób (źródło – link, s. 92). W rzeczywistości było ich około 1,2 miliona, gdyż szacunki nie uwzględniały tych, którzy nie powrócili z czasowego pobytu za granicą. Wśród uchodźców było wielu artystów i twórców kultury. Zabierali jedną walizkę i zostawiali pełne lodówki, żeby zachować pozór, że jadą tylko na chwilę.
Rozbiory
Ale zacznijmy od początku. Polska jest jednym z krajów w Europie, które najbardziej doświadczyły uchodźctwa. Już od czasów rozbiorów Polacy emigrowali masowo: w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia, sposobu na tworzenie opozycji czy żeby zebrać siły do dalszej działalności niepodległościowej, co uczynili między innymi Hugo Kołłątaj i Tadeusz Kościuszko.
Nie kto inny, jak uchodźca jest autorem naszego hymnu narodowego, w którym akcentuje wydarzenia związane z wędrówką rodaków z ziemi włoskiej do Polski.
Po powstaniu listopadowym nastąpiła Wielka Emigracja – 10 tysięcy osób, niemal wyłącznie mężczyzn, zostało przyjętych w Stanach Zjednoczonych, krajach europejskich i w imperium osmańskim. Dzięki przyjaznemu przyjęciu oraz wsparciu Polacy mogli dbać o język, kulturę i tradycje. W Paryżu powstał „Pan Tadeusz” Mickiewicza, w Libanie „Anhelli” Słowackiego.
Wielu polskich doświadczonych żołnierzy wstąpiło do armii osmańskiej. Najbardziej znani to Murad Pasza, czyli Józef Bem, Sadyk Pasza, czyli Michał Czajkowski, którego syn był później gubernatorem Libanu, i Władysław Zamoyski, którego synowi zawdzięczamy obecność Tatr i Zakopanego w granicach naszego państwa. Adam Czartoryski kupił ziemię pod Stambułem, polska wieś przyjęła nazwę Adampol. Obecnie miejscowość nazywa się Polonezköy i tradycyjnie wybiera się tam polskiego wójta, a co trzeci mieszkaniec zna język swoich przodków.
XX wiek
Trudno w to uwierzyć, ale tuż przed wybuchem I wojny światowej co 6 Polak żył poza historycznymi granicami państwa. W dwudziestoleciu międzywojennym kolejne 2 miliony dołączyło do swoich rodaków w Stanach Zjednoczonych (źródło – link, s. 92). Ciekawe relacje z tego szlaku, w większości przebytego przez emigrantów zarobkowych, sprzedających cały swój dobytek i wyruszających w nieznane, można znaleźć w Muzeum Emigracji w Gdyni, znajdującym się w budynku Dworca Morskiego, skąd odpływały potężne transatlantyki w stronę upragnionej Ameryki.
Gdy wybuchła II wojna światowa, w pierwszych tygodniach emigrowało ponad 200 tysięcy Polaków. 17 września 1939 r. wschodnią część Polski zajął kolejny okupant, który deportował w latach 1940–1941 kilkaset tysięcy Polaków w głąb Rosji.
Przy takim pożywieniu umarł brat, którego nie miał kto pochować, to ja sam pochowałem, bez trumny, nawet bez ubrania, bo mieliśmy jedno na dwóch. Po takich męczarniach uciekliśmy z siostrą, tatuś poszedł do polskiej armii, która się wtedy tworzyła. Szliśmy 200 km na piechotę, przez góry, naturalnie, że boso, po ostrych kamieniach, w 40 stopniach ciepła i bez wody.
Tadeusz S. z powiatu wilejskiego, ur. 1927
W czerwcu 1941 r. hitlerowskie Niemcy napadły także na Związek Sowiecki, co doprowadziło do porozumienia między Polską a ZSRR i zawarcia układu Sikorski–Majski w lipcu 1941 r. Polska ludność mogła opuścić miejsca zesłania. Polacy, zarówno cywile, jak i żołnierze, zostali ewakuowani do Iranu. Główny szlak wiódł przez Turkmenistan do obozu przejściowego Pahlevi (dziś Bandar-e Anzali) w Iranie. Żołnierze stanowili niewiele ponad połowę tej grupy. Z 116 131 polskich obywateli szło 41 128 cywili, w tym 14 922 dzieci. Ze względu na wyczerpanie i choroby spowodowane nieludzkim traktowaniem w Związku Sowieckim ponad 2100 osób (5,7% ogółu) zmarło w Iranie z niedożywienia i z powodu chorób, takich jak tyfus, malaria (źródło – link).
Stopa moja stanęła na upragnionej, wolnej ziemi perskiej kilka minut po jedenastej. […] Wielu Persów znało język rosyjski w stopniu umożliwiającym swobodne porozumiewanie się, byli serdeczni, wylewnie gościnni, obdarowywali polską dzieciarnię smakołykami. […] Na przedmieściach Teheranu witały nas dzieci z płaskimi słomianymi koszami pełnymi owoców.
Ryszard Tyrk
Spośród przyjaciół, Persów i Ormian, najmilej wspominam Persów: Rahima, rzeźnika z zawodu, z zamiłowania zapaśnika, uczącego nas tej niełatwej sztuki i pięknego jak książę ze wschodniej baśni Satrepiego oraz Ormianina z Dżulfy – Andranika. Nierzadko towarzyszyli nam w naszych zamiejskich wycieczkach, wspinali się też wraz z nami na szczyt Kuhe Sofe, Górę Mądrości, o wysokości ponad trzech tysięcy metrów. Porozumiewaliśmy się dziwnym językiem, składającym się ze słów rosyjskich, anielskich i perskich.
Andrzej Czcibor-Piotrowski
W Iranie powstały szkoły, placówki opiekuńcze, drużyny harcerskie, biblioteki. Kultywowano religię, uczęszczano na liturgię, tworzono wydarzenia kulturalne. Polacy mogli odzyskać zdrowie i odetchnąć. Jednak Iran był tylko przystankiem podczas wojennej tułaczki. Żołnierze z Iranu wyruszyli głównie do Iraku i Palestyny, skąd mieli dalej udać się na fronty. Cywile wyjechali m.in do krajów Afryki, Nowej Zelandii, Meksyku…
Wsparcie w opiece nad dziećmi i młodzieżą nieoczekiwanie nastąpiło ze strony młodego indyjskiego maharadży Jama Saheby, który zaprzyjaźnił się z Ignacym Paderewskim, poznanym podczas pobytu i służby w Szwajcarii. Zaproszenie księcia było bardzo spontaniczne i chociaż dotyczyło tysiąca sierot, przez wybudowane przez niego osiedla przetoczyło się 6 tysięcy Polaków.
Już od samego rana w osiedlu kipiało życie: zbiorowa gimnastyka, marsze, śpiewy, zabawy, pogadanki, wspólne posiłki, gonitwy. Rej wśród dzieci wodziły dwie młode osoby: wciąż uśmiechnięta, opiekuńcza a zarazem bardzo energiczna p. Jadzia Tarnogórska oraz szczuplutka, rozśpiewana, w nieodłącznym, fantazyjnie noszonym, olbrzymiastym kapeluszu – Hanka Ordonówna.
[…] do jego [Jama Saheby] ulubionych lektur należeli „Chłopi” Reymonta. Nie opuścił żadnej osiedlowej uroczystości, z wielkim zainteresowaniem oglądał występy naszych zespołów artystycznych, które z reguły zapraszał na ponowne spektakle do swojego pałacu w Jamnagarze. Był wielkim entuzjastą sportu, kibicował naszym drużynom rywalizującym z miejscowymi zespołami. W listopadzie 1946 r., gdy z osiedla wyjeżdżała ostatnia grupa dzieci, osobiście odprowadził nas na dworzec i nie kryjąc łez wzruszenia, długo i czule przytulał najmłodszych. W naszych sercach pozostanie do końca życia jako niezwykle miły, życzliwy i serdeczny przyjaciel polskich dzieci. Prawdziwie dobry człowiek z „Dobrej Ziemi”, jak nazywany jest ten zakątek kontynentu indyjskiego – ziemia jamnagarska.
Wiesław Stypuła
Książę Jam Saheba z „Dobrej Ziemi” jest obecnie znany w Polsce jako „Dobry Maharadża”, jego imię nosi między innymi I Społeczne Liceum Ogólnokształcące w Warszawie, które nie tylko dba o pamięć o swoim patronie, ale kieruje się wartościami reprezentowanymi przez Jama Sahebę. W zeszłym tygodniu szkoła przyjęła i otoczyła opieką moje dwie podopieczne – uchodźczynie z Iraku.
Po ujawnieniu w 1943 r. zbrodni katyńskiej i zerwaniu przez ZSRR stosunków z rządem polskim Ordonówna została ewakuowana razem z sierocińcem przez Bombaj do Bejrutu w Libanie. Trafiały tam głównie dzieci i nastolatki, którzy zamieszkali w większości w domach prywatnych. W Fenicji artystka organizowała przedstawienia patriotyczne, prowadziła kółko aktorskie, zagrała kilka recitali. Jednocześnie ciężko chorowała na gruźlice. W Bejrucie mogła w końcu pozostać z mężem, hrabią Michałem Tyszkiewiczem, który również powrócił z wygnania w Rosji. Zmarła na tyfus, którym zaraziła się od męża pomagającego uchodźcom podczas epidemii. Pochowana została na polskim cmentarzu w Bejrucie.
Podróżując po Bliskim Wschodzie, nie sposób ominąć miejsc związanych z polskimi uchodźcami. Czytając literaturę i wspomnienia naszych rodaków, możemy odnaleźć sieć dróg i szlaków wędrówek naszych wygnańców, które przecinają się i łączą ze współczesnymi podróżami, a nawet wycieczkami turystycznymi. Dobroć i pomoc, jaką nasi dziadkowie otrzymali na Bliskim Wschodzie, zupełnie pokrywa się ze wsparciem i serdecznością, które spływają na mnie obecnie, kiedy podróżuję po Iraku, Iranie czy Libanie.
Jak wyglądałaby nasza ojczyzna dziś, gdyby od czasów zaborów Polacy nie odnajdywali azylu i pomocy w innych krajach?
Czy można po tym wszystkim przejść obojętnie wobec współczesnego kryzysu uchodźczego, który dotyczy wyjątkowo nie nas, Polaków, ale tych, którzy wspierali naszych przodków?
Bibliografia
Cytaty i źródła danych pochodzą z książki Krystyny Sulkiewicz i Ireny Bartkowiak-Drobek „Tułacze dzieci” (Fundacja Archiwum Fotograficzne Tułaczy, Warszawa 1995).
Źródła internetowe: