Gruzja od kilku lat cieszy się popularnością wśród turystów z Polski. Przyciąga miłośników górskich krajobrazów, kusi wyjątkowym jedzeniem i unikalną kulturą winiarską. Jednak nie tylko winorośl, lecz także herbata okazała się rośliną, która wywarła niezaprzeczalny wpływ na Gruzję – zarówno na ludzi, jak i krajobraz.
Starsi czytelnicy mogą nawet pamiętać gruzińską herbatę w sklepach. Obecnie produkuje się jej znacznie mniejsze ilości, ale za to ma o wiele lepszą jakość. Zanim kilka firm trafiło na półki sklepów spożywczych i z pamiątkami, liściastą herbatę z mniejszych plantacji można było zdobyć wyłącznie od znajomych – sama swoją pierwszą porcję dostałam w Tbilisi w słoiku po nutelli od koleżanki, którą zaopatrywała babcia mieszkająca w Senaki – znanym niegdyś z uprawy herbaty.
Dzisiaj niewiele dawnych plantacji jest wciąż uprawianych, a nawet jeśli, to zarówno skala, jak i metody uprawy, zbioru i przetwarzania herbaty się zmieniły, głównie za sprawą deindustrializacji. Wciąż jednak łatwo zaobserwować zmiany w ukształtowaniu terenu oraz lokalnej florze, które wymusił intensywny system uprawy.
Chciałabym, abyśmy przyjrzeli się „ponadludzkim historiom krajobrazowym” (by użyć określenia Anny Tsing, Andrew Mathewsa oraz Nilsa Bubandta) i potraktowali konkretne historie i struktury krajobrazu jako żywe muzeum antropocentrycznego projektu, jakim była uprawa herbaty w Gruzji[1]. Dzięki temu zobaczymy, jak ludzie, rośliny, nauka, polityka i technologia wspólnie ukształtowali kawałek Kaukazu. Plantacje okazały się bowiem strukturami – złożonymi z elementów ludzkich i nieludzkich – które jak w soczewce skupiają w sobie antropogeniczne przekształcenia.
Według badaczy plantacje stanowią jedną z symptomatycznych dla antropocenu struktur krajobrazu – wprowadzają wymuszone uproszczenia, redukują florę do jednego tylko gatunku (często sprowadzonego), pozbywają się fauny, by nie stanowiła przeszkody dla wydajnej produkcji. Tsing i inni badacze nazywają je „topografiami odmienności”. I rzeczywiście, spacerując po plantacjach, nie sposób nie zauważyć osobliwości wpisanej w taką formę produkcji.
W latach osiemdziesiątych Gruzja była głównym producentem herbaty dla krajów bloku wschodniego, wytwarzając rocznie ponad sto pięćdziesiąt ton. By osiągnąć takie wyniki, nie tylko potrzebowano znacznej liczby wykwalifikowanych robotników, lecz także należało zapewnić odpowiednie ilości świeżego surowca. Krzewami herbacianymi obsadzono ponad siedemdziesiąt tysięcy hektarów ziemi, tworząc lokalnie wyspy monokultury herbacianej w całym pasie nadmorskim – od Abchazji poprzez Megrelię, Imeretię, Gurię aż po Adżarię. My zatrzymamy się tylko w Gurii i Adżarii, czyli tam, gdzie wszystko się zaczęło.
Jadąc główną drogą w stronę Batumi, po prawej będziemy widzieli morze, a po lewej, aż po górzysty horyzont, charakterystyczne, lekko falujące pagórki. Jeszcze trzydzieści lat temu cały region był podporządkowany uprawie herbaty. Dzisiaj większość dawnych plantacji porzucono, ale zdziczałe krzewy dalej porastają łagodne pagórki, zdradzając skalę przedsięwzięcia.
Jednak to nie Batumi, a Chakwi, małe miasteczko położone około pół godziny od stolicy Adżarii, było pierwszą stolicą gruzińskiej herbaty. Popularna legenda głosi, że pierwsze próby jej uprawy podjęto w Gruzji już w latach dwudziestych XIX wieku, po tym jak książę Eristawi podczas podróży po Chinach zafascynował się herbacianą kulturą. Doszedł do wniosku, że ciepły i wilgotny klimat nadmorskich rejonów Gruzji będzie sprzyjał uprawom tej rośliny. Ponieważ chińskie prawo zabraniało wywożenia krzewów oraz nasion, sprytny książę ukrył nasiona herbaty w bambusowych tyczkach i przemycił je ze sobą do ojczyzny. Niedługo potem powstały pierwsze eksperymentalne plantacje, jednak miały charakter arystokratycznej zachcianki i ciekawostki, a efekty uprawy nie były dostępne dla szerszego grona konsumentów przez następnych kilka dekad.
Przełomowym momentem w historii gruzińskich upraw herbaty była działalność Konstantego Popowa, bogatego kupca, który pod koniec XIX wieku postanowił rozwinąć uprawy herbaty w Adżarii. To właśnie on zakupił tereny w Czakwi, by tam rozwijać plantacje. W 1892 roku udał się nawet w podróż do Chin, by przyjrzeć się metodom wielkoobszarowych upraw. Wracając, zabrał ze sobą kilku doświadczonych pracowników tamtejszej fabryki pod wodzą Lao Junzhou, który następnie odpowiadał za wprowadzenie ambitnych planów Popowa w życie. Wspólne wytężone wysiłki zostały nagrodzone w 1900 roku, kiedy to ich herbata została nagrodzona złotym medalem podczas wystawy światowej w Paryżu. Wkrótce zbudowano nową fabrykę, której Lao został dyrektorem. Jego wkład w rozwój produkcji herbaty został dostrzeżony przez cara, który w 1911 roku nagrodził go orderem. Właśnie z tym orderem został uwieczniony na tle plantacji na zdjęciach słynnego fotografa Siergieja Prokudina-Gorskiego. Dom, w którym mieszkał Lao, chociaż nie jest w żaden sposób oznaczony, odróżnia się swoją bryłą wystarczająco, by zgadnąć, gdzie mieściła się siedziba chińskiego herbaciarza. Dziś jest w stanie malowniczej ruiny.
Po zajęciu Gruzji przez ZSRR, Lao wciąż aktywnie działał w Czakwi, co zaowocowało kolejnym orderem w 1924 roku, tym razem z rąk władz radzieckich. Pozostał w Gruzji do 1926 roku, po czym zdecydował się na powrót do Chin.
W czasach Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej produkcja herbaty została sprzężona z planem podnoszenia jakości życia nowego obywatela radzieckiego, który będzie człowiekiem kulturalnym i dbającym o zdrowie, dlatego wybierającym herbatę jako zdrowy i właściwy napój, również dla dzieci. Potencjał lokalnej produkcji herbaty oraz innych tropikalnych roślin dostrzeżono w 1930 roku. W Anaseuli (niecałe pięćdziesiąt kilometrów od Batumi) powołano Instytut Roślin Subtropikalnych i Przemysłu Herbacianego. Jego zadaniem było wyhodowanie odmian roślin, które poradzą sobie w lokalnym klimacie. W latach swojej świetności Anaseuli było centrum naukowo-technologicznym, przyciągając studentów z innych republik socjalistycznych. Obecnie prowadzi znacznie okrojoną działalność. Poza eksperymentalnymi plantacjami posiada zabytkową aulę, w której zgromadzono artefakty związane z „tworzeniem” gruzińskiej herbaty – jej uprawę poprzedzał szereg prób, eksperymentów, błędów i kolejnych poprawek, aż wreszcie osiągnięto sukces. W auli w Anaseuli można zobaczyć między innymi mikroskop należący do Kseni Bachtadze, która od lat czterdziestych działała w Czakwi oraz Anaseuli, próbując wyhodować odmianę zdolną przetrwać kaukaskie zimy.
Bachtadze to naukowczyni, która odpowiada za stworzenie nowych odmian herbaty „gruzińskiej numer 1” oraz „gruzińskiej numer 2” i wzrost wydajności lokalnych plantacji. Dzisiaj znika z materiałów turystycznych na temat historii upraw w Gruzji oraz nawet z opowieści osób obecnie związanych z produkcją i sprzedażą herbaty. Podobnie jak wiele innych wątków związanych z Gruzińską Socjalistyczną Republiką Radziecką jest częścią niechcianego dziedzictwa, o którym niechętnie się wspomina. To, co dla mnie jest interesujące, to również specyficzna ikonografia kobiet związanych z herbatą – naukowczyni i zbierających herbatę[2]. Bachtadze na większości zdjęć występuje w białym kitlu laboratoryjnym z nieodłącznym rekwizytem naukowca – mikroskopem (który właśnie można oglądać w Anaseuli). Wybór rekwizytu nie jest to przypadkowy, podkreśla, w jak znacznym stopniu nauka i technologia (oraz polityka) są nieodłącznym elementem antropogenicznych przekształceń w obrębie roślin i krajobrazu. Kobiety zbierające herbatę przedstawia się z kolei jako uśmiechnięte, w słomianych kapeluszach z szerokim rondem i z plecionymi koszami gotowymi do zapełnienia świeżo zebranymi liśćmi. Także dzisiaj zdjęcia z plantacji kopiują ten sam archetypiczny obraz szczęśliwych i zrelaksowanych kobiet na plantacjach, maskując przy tym charakter bardzo ciężkiej fizycznie pracy.
Obecnie w okolicy Batumi działa już tylko jedna fabryka. Poza tym kilka osób wyrabia herbatę ręcznie z liści zdziczałych krzewów, zmyślnie wykorzystując dostępne zasoby. Herbata zbierana i wyrabiana ręcznie jako ciekawostka i rzadkość cieszy się uznaniem miłośników tego napoju na rynku europejskim. Jednocześnie pośrednicy sprzedają ją w sklepach internetowych, inkasując kilkukrotnie więcej, niż oferują samym producentkom i producentom herbaty. Są to często kobiety w podeszłym wieku, które wykorzystują umiejętności ręcznego rolowania herbaty, by pomóc finansowo swoim rodzinom, np. studiującym wnukom w Tbilisi. Pośrednicy często z góry kontraktują całą roczną produkcję (bez żadnej umowy na piśmie, zobowiązanie ma charakter wyłącznie honorowy i ustny), przez co nawet potencjalnie korzystniejsze możliwości sprzedania herbaty muszą być odrzucane. Ręczna produkcja oraz miejsce pochodzenia – kraj postsocjalistyczny – stają się elementem brandingu, opierającego się na uromantycznionej i podkoloryzowanej narracji. Częstym wątkiem jest też opowieść o tym, jak herbaciarka nauczyła się ręcznie rolować listki – w tych historiach zawsze najpierw musiała wykraść trochę liści herbaty z państwowej plantacji, a potem po kryjomu przerabiać je w domu. Zidentyfikowanie konkretnych herbaciarek nie jest aż tak trudne, postanowiłam więc zapytać je o ten element historii. Moje rozmówczynie były co najwyżej rozbawione – nigdy nie musiały uciekać się do takich sposób, bo herbaciane krzewy rosły w przydomowych ogródkach. Potrzeba robienia herbaty w domu pojawiła się zresztą dopiero w latach dziewięćdziesiątych, kiedy system fabrycznej produkcji zaczął chylić się ku upadkowi. Oczywiście takie historie mają dodać kolorytu produktowi, który nie ma rozpoznawalnej „szlachetnej” marki na świecie, by ułatwić sprzedaż, czego nie ukrywali kupcy, z którymi rozmawiałam i którzy w dużej mierze odpowiadali za kreowanie tej łotrzykowskiej legendy.
Co ciekawe lokalni mieszkańcy nie cenili zbytnio herbaty wyrabianej ręcznie. Często wyrażali wręcz zaskoczenie tym, że ktokolwiek mógłby ją woleć od tej wyprodukowanej w fabryce. Przyznaję, że było to dla mnie zaskakujące – sama mając głęboko przyswojone dyskursy z kategorii terroire (czyli unikatowego splotu warunków geologicznych i klimatycznych, w których wytwarzany jest dany produkt spożywczy, co nadaje mu ściśle określony i niepowtarzalny charakter), byłam przekonana, że połączenie wieloletnich doświadczeń z indywidualnymi zdolnościami robiącej herbatę musi dawać najlepszy możliwy efekt. Zderzałam się tutaj z dyskursami o jakości moich rozmówców, którzy również cenili sobie jakość, ale widzieli ją raczej w niezmienności, gwarancji powtarzalnego smaku oraz niezawodności maszyn, a nie kapryśnych i unikalnych umiejętnościach konkretnych osób. U-domowiona herbata (zarówno poprzez to, gdzie rosła, jak i sposób obróbki) była więc czymś poniżej standardów, do których przywykli moi rozmówcy.
Inaczej jest z herbatą z liści borówki czarnej, które zwyczajowo zbiera się, lekko roluje i suszy, a potem podaje jako pomoc w problemach z sercem i żołądkiem. Zazwyczaj zajmują się tym kobiety. Mimo że jest oferowana także przez największych producentów herbaty, to właśnie domowa cieszy się większym uznaniem. Ta herbata, zbierana od etnograficznego „zawsze”, jest oceniana w zupełnie innych kryteriach niż herbata Camellia sinensis. Przetwarzanie tej drugiej w domu było też krokiem wstecz wobec kierunku wyznaczonego przez industrialną modernizację. Moi rozmówcy interpretują deindustrializację poprzez pryzmat pamięci o stabilnym zatrudnieniu, stosunkowo dobrej płacy oraz poczuciu bezpieczeństwa, kontrastując ją z niepewnością teraźniejszości oraz przede wszystkim przyszłości. Dlatego również przedstawiciele rządu zaczęli spoglądać z nadzieją na opuszczone plantacje, szukając w nich możliwości powstania nowych miejsc pracy, zwłaszcza w regionach, które nie załapały się na turystyczny boom. Jednak mimo wielokrotnych zapowiedzi i inicjowania rządowych programów wsparcia, uprawy herbaty nie udało się przywrócić do dawnych rozmiarów, chociaż niektóre plantacje udaje się stopniowo skutecznie rekultywować.
Herbata nie wpisuje się w ramy promowanego oficjalnie promowanego dziedzictwa, dlatego większość obiektów nie jest oznaczona, można je jednak bez trudu znaleźć, podobnie jak lokalne herbaciarki i herbaciarzy oraz małe manufaktury herbaty. Historię ambitnego projektu ujarzmienia natury, przemysłowej modernizacji, rozwoju technologii, a wreszcie upadku tego projektu najlepiej opowiada krajobraz.
[1] Antropocen to propozycja nazwy dla obecnej epoki geologicznej, podkreślająca ogromny (negatywny) wpływ działalności człowieka na procesy przyrodnicze w skali całego globu. Termin został zaadaptowany w naukach humanistycznych i społecznych, by szybko stać się jednym z wymiarów opisu współczesności.
[2] Bachtadze w materiałach Polskiej Kroniki Filmowej z 1949 roku: http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5462.
Tsing, A.L., Mathews, A.S., & Bubandt, N.
2019 Patchy anthropocene: Landscape Structure, Multispecies history, and the retooling of Anthropology: An introduction to Supplement 20, „Current Anthropology”, 60(S20).