Zacznijmy od historii opowiedzianej z punktu widzenia Indianina.
Przyglądał się strzałom, które leżały przed nim. Ostatnią z nich zrobił kilka dni temu. Pamięta, jak wędrował w pobliże strumienia, żeby znaleźć dobry materiał na strzałę (kiwo). Strzała z ostrzem papat musi być szeroka, żeby nawazip (zwierzyna jadalna) szybko się wykrwawiała. Co innego te, których używa do polowania na ryby. Przypomniał sobie, że dziś w nocy jego rukusikon (cień, dusza) spotkał się z dziką świnią pekari. To znaczy, że wijam (wrogowie) muszą być w pobliżu. W nocy (we śnie) przyszli pod postacią mwiyak (pekari) i chcieli porwać dla siebie Wati (osoby).
Zebrał ustrzelone ryby i ruszył w kierunku tafot (tymczasowej chaty). Czuł, że powinien być blisko kobiety i krewnych (napakati). Kiedy znalazł się już w pobliżu, wiedział, że coś jest nie tak. Palenisko (ixe) było przygaszone, a tafot opuszczony. Nagle z prawej strony dobiegł go dźwięk imitujący ptaka samwin. To nawoływanie jego kuzyna. Kiedy się spotkali, usłyszał: Wijam! Wijam!… wrogowie tu są. Przyszli, są na polanie. Poczekali chwilę na pozostałych mężczyzn i ruszyli tam.
Furuton katut pa wijam! (zabijemy naszych wrogów; dosłownie: zastrzelimy z łuku tych, którzy dla nas są wrogami]).
Mężczyźni ruszyli w kierunku polany, ich kobiety już wcześniej uciekały z dziećmi w głąb lasu (umi). Kiedy podeszli na skraj lasu, zobaczył coś dziwnego. Większość wrogów już uciekała, kiedy tylko wynurzyli się z lasu, ale jedna postać stała na środku polany i coś krzyczała, po czym ruszyła w ich kierunku. Bardzo dziwny wróg, jego ciało było jasne jak pozostałych, ale głos taki dziwnie kobiecy. To mógł być yimwikuti (zły duch), pomyślał. Wystrzelili strzały w jego kierunku, aby sprawdzić, jak się zachowa, i wycofali się, gdyż postać nie zamierzała się zatrzymać i uciekać. Wracając, ciągle zapewniali się nawzajem, że żaden z nich się nie przestraszył, dlatego ten yimwikuti nie porwał ich rukusikon, będą więc żyć dalej i mogą spokojnie wrócić do osady (umaka) i krewnych.
Strzały, które wówczas wystrzelili razem z pozostałymi rzeczami znalezionymi w tafot, przetrwały do dziś. Zostały zebrane przez etnolożkę Ettę Becker-Doner (kobietę, która krzyczała na polanie) w połowie lat 50. XX wieku w zachodniej Brazylii nad rzeką Guaporé podczas jej próby nawiązania pokojowego kontaktu z jedną z lokalnych grup ludu Wari’. Mówią oni językiem z tej samej rodziny językowej co Moré, których język (i przekonania) włączyłem w narrację tej opowieści. Ich strzały są również bardzo podobne do tych robionych tradycyjnie przez Moré. Podzielali również podobne kulturowe przekonania.
Wówczas nie udało się nawiązać z Indianami kontaktu pokojowego. Wari’ widząc obcych, wystrzelili w ich kierunku strzały, pozostawili rzeczy w tafot i uciekli w głąb lasu. Strzały to materialne świadectwo tego spotkania i są wystawione do dziś w Muzeum Świata w Wiedniu.
Kulturę materialną stosunkowo łatwo jest przechować w czasie i badać, ponieważ rzeczy materialne widać. Dużo trudniej badać język, przekonania i praktyki, a są one kluczowe dla zrozumienia każdej kultury. W tej opowieści zawarłem sporo wiedzy na temat kulturowych praktyk, przekonań i języka ludu Moré (co stanie się bardziej widoczne w miarę czytania tego artykułu). Ich język, kulturę i historię miałem okazję badać w trakcie wielu miesięcy życia z Moré nad rzeką Guaporé w boliwijskiej Amazonii.
Język moré jest dziś bardzo zagrożony wyginięciem i pozostało coraz mniej czasu na jego dokumentację. Każdy ginący język to ginący świat. W języku moré wiele aspektów rzeczywistości wyraża się zupełnie inaczej. Na przykład (prawdopodobnie) nie ma w nim struktur gramatycznych, które rozróżniałyby czas przeszły od teraźniejszego.
Zdanie w czasie przeszłym będzie brzmieć identycznie jak w czasie teraźniejszym i jedynie kontekst wypowiedzi decyduje, czy mówimy o teraźniejszości, czy o przeszłości. Na przykład zdanie: Furuana pa mwijak (zabijam dziką świnię) wypowiedziane wieczorem przy ognisku będzie oznaczało czas przeszły i powinno być tłumaczone jako „Zabiłem dziką świnię” (dosłownie: zastrzeliłem z łuku dziką świnię), chociaż nie ma tam gramatycznej struktury, która odróżniałaby czas teraźniejszy czasownika „strzelam” od jego formy czasu przeszłego „zastrzeliłem”. W dodatku stan faktyczny świata (to, czy udało się świnię zastrzelić, czy nie) determinuje znaczenie słowa (i zdania). Już chociażby z powodu takich ciekawych kwestii wyginięcie języka moré jest ogromną stratą poznawczą. Język ten ginie, ponieważ Moré w większości mówią dziś po hiszpańsku, ale żeby zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, trzeba z kolei poznać ich historię.
W dużym skrócie: przeszłość Indian Moré można podzielić na trzy okresy, które oni sami również rozpoznają. Pierwszy to czas życia w lesie (tiempo del monte) w grupach lokalnych zamieszkujących rozproszone chaty (maloki) i utrzymujących wrogie relacje z obcymi, którzy nie mówili w ich języku. Ich populacja liczyła wówczas ponad tysiąc osób (Snethlage 2016). Okres ten trwał do 1938 roku i zakończył się ogromną depopulacją spowodowaną przede wszystkim epidemiami chorób wywołanymi przez kontakt z Boliwijczykami i Brazylijczykami. W ich wyniku lud Moré został niemal zupełnie unicestwiony i w 1938 roku jedynie dziewięćdziesiąt osiem osób, które były niezdolne do dalszego autonomicznego życia w tradycyjny sposób, zdecydowało się na pokojowy kontakt z przedstawicielem boliwijskiego rządu. Nastał wówczas czas życia w scentralizowanej osadzie, którą utworzył boliwijski pedagog i indianista Luis Leigue Castedo (okres ten Moré nazywają czasem Leigue – tiempo del Leigue). Z moich badań wynika, że w tym czasie nastąpiły największe zmiany w kulturze materialnej oraz w języku moré. Ów „przejściowy” okres zakończył się w latach 70. XX wieku, kiedy to Moré otrzymali prawa do ziemi i zaczęli pracować na własny rachunek, a ich relacje ze społeczeństwem boliwijskim i brazylijskim stały się najintensywniejsze. Sami Moré opisują ten czas, mówiąc: „staliśmy się cywilizowani” (ya somos civilisados). Okres ten oczywiście trwa do dziś i charakteryzuje się szybkim przyrostem naturalnym (dziś ich populacja liczy około dwieście pięćdziesiąt osób) oraz względnie dużą autonomią gospodarczą i administracyjną. Od tego czasu zajmują oni dwie główne osady Monte Azul i Vuleta Grande oraz kilka pomniejszych, które zamieszkiwane są sezonowo.
Antropolożka, która bada odmienne kultury, ciągle napotyka paradoksy. Z jednej strony kultura materialna, chociaż wydaje się być czymś stałym, jest w ciągłym procesie zmian. Z drugiej strony idee i poglądy, które wydają się być czymś łatwiejszym do zmiany niż materia, potrafią charakteryzować się zadziwiającą regularnością i trwałością w czasie. W dalszej części tego tekstu na paru prostych etnograficznych przykładach będę chciał opowiedzieć kilka zaskakujących kwestii światopoglądowych związanych z kulturą Moré i szerzej indiańskimi kulturami Amazonii, które spajają przeszłość z teraźniejszością.
Wyobraź sobie łowienie ryb, które polega na… strzelaniu do nich z łuku. Przez wiele dekad mężczyźni Moré robili to właśnie głównie w ten sposób. Początkowo strzała do łowienia wyróżniała się tylko tym, że nie posiadała piór, prawdopodobnie aby ograniczyć jej tarcie w wodzie. Z czasem grot strzały zaczął być wykonywany według rozwiązania, które Indianie poznali wraz z pojawieniem się harpuna w latach 60. XX wieku. W nowszych strzałach ostrze było oddzielone od trzonu i przymocowane linką (widoczne na zdjęciu). Dzięki temu jeśli ryba była na tyle duża i silna, że uciekała z grotem, można było ją łatwo schwytać. Dziś już prawie nikt nie łowi ryb w ten sposób. Używa się samej żyłki i haczyka oraz w miarę zasobności sieci rybackiej. Natomiast mity i opowieści na temat podwodnego świata i zamieszkujących je bytów pozostały niemal niezmienne od pokoleń, chociaż dziś są one opowiadane nie w języku moré, a głównie w języku hiszpańskim (Chyc 2021).
Jak sądzisz, dlaczego bardzo często interesuje nas to, co jedzą inni? Antropolodzy już dawno ustalili, że jedzenie (zarówno to, co się je, jak i to, jak się je) jest silnym kryterium budowania tożsamości grupowej. Jeśli dana społeczność podziela silną tożsamość grupową, z dużym prawdopodobieństwem będzie się ona opierać również na tym, co uznaje się za prawidłowe jedzenie. W skrócie: to Inni zawsze jedzą dziwne rzeczy i zawsze robią to w dziwny sposób.
W Amazonii ten mechanizm również działa. Prawdziwy posiłek według Indian Moré to ryby tucunaré (Cichla temensis), piranie (Serrasalmidae) czy surubí (Pseudoplatystoma). Równie ważne jest „mięso z lasu”, czyli dziczyzna. Potem długo, długo nic, aż wreszcie owoce i słodkości. Reszta się nie liczy. Oczywiście Moré jedzą również maniok i ryż, ale to jest tylko dodatek do ryby lub mięsa, nikt nie uzna ich za właściwe jedzenie. Wegetarianie mieliby ciężkie życie pośród Moré. Jedyne, co znalazłem dla miłośników diety wegetariańskiej, to „racuchy” zaprezentowane na jednym ze zdjęć w towarzystwie naprawdę słodkiego kakao, które z niezrozumiałych dla mnie powodów mieszkańcy Monte Azul nazywają „kawą”.
Współcześnie młodzi Indianie Moré jedzą również mięso kajmanów (Melanosuchus). Jednak ich przodkowie nie polowali na te zwierzęta. Przyczyny tego zaniechania leżą zarówno po stronie materialnej, jak i mentalnej. Z jednej strony w czasach, kiedy Moré żyli w lesie, nie mieli broni na tyle skutecznej, żeby zaszkodzić kajmanowi. Z drugiej strony wydaje się jednak, że główną przyczyną tego zaniechania były przekonania kulturowe. Dla przodków współczesnych Moré kajman (a szczególnie czarny kajman) był stworzeniem niebezpiecznym. Nie tylko dlatego, że jest bardzo skutecznym drapieżnikiem w wodzie, ale przede wszystkim dlatego, że wielu myśliwych podzielało przekonanie, że postać kajmana mogą przyjmować demony, a także niektórzy potężni szamani, którzy w tej formie zabijali swoje ofiary. Wciąż wieczorami opowiada się sporo historii i legend na ten temat.
Wiele osób ze starszego pokolenia do dziś nie spożywa mięsa kajmanów. Jeśli zapytać ich wprost o powód, najczęściej odpowiedzą, że nie lubią jego smaku. Jednak z innych rozmów wiem, że mięso to jest uznawane za szkodliwe (powodujące choroby) szczególnie niebezpieczne dla kobiet w ciąży i ich mężów, którzy w tym czasie muszą wystrzegać się spożywania tego mięsa. W konsekwencji mięso kajmanów jest dziś postrzegane jako smaczne (czyli jadalne) jedynie przez najmłodsze pokolenia (osoby do 30 lat). Ja chyba zaliczam się do tej grupy, bo mnie również smakuje. W wyglądzie przypomina mięso rybie, a w smaku kurczaka.
W zasadzie na kajmany poluje się tylko w nocy. Świecąc latarką po tafli wody, łatwo można wypatrzeć oczy tego stworzenia. Jeśli w danym akwenie jest mało kajmanów, myśliwy próbuje je „wywabić”, naśladując dźwięki wydawane przez te zwierzęta. Potem pozostaje tylko ocenić wielkość osobnika i zbliżyć się na tyle blisko, aby dźgnąć go harpunem w bok. Tak trafione zwierzę trzeba podciągnąć pod powierzchnię wody i najczęściej strzela się do niego z bliska. Często dopiero wówczas wyciąga się je z wody. Jak każde polowanie jest to sytuacja ryzykowna. Skuteczna grupa myśliwych (od siedmiu do dziesięciu osób) jeśli, jak to mówią Moré, „ma szczęście”, potrafi upolować jednej nocy do piętnastu osobników. Mieszkańcy Monte Azul zaczęli polować na kajmany w latach 70. XX wieku. Wydaje się, że główną przyczyną pojawienia się tej praktyki były kwestie finansowe. Współcześnie jest to jeden z najskuteczniejszych sposobów zdobywania pieniędzy. Skóry kajmanów wciąż można sprzedawać legalnie w Boliwii (ogarniczona jest liczba i wielkość osobników). Jedynie skóra z części grzbietowej jest sprzedawana. Część brzuszna bardzo dobrze służy na przykład za siedzenie do huśtawki dla dzieci.
Jedzenie jest kluczowe z jeszcze jednego bardzo ważnego powodu. Badaczom kultur indiańskich Amazonii znane jest zjawisko określane angielskim terminem commensality. W amazonistyce termin ten określa proces dzielenia się substancjami, do czego dochodzi między innymi podczas jedzenia wspólnie posiłku lub dosłownie jedzenia tego samego posiłku (tej samej substancji) przez członków rodziny. Jest to ważny proces budowania pokrewieństwa, ponieważ dla wielu ludów indiańskich Amazonii pokrewieństwo to nie jest coś dane naturalnie (przez biologię), tylko coś, nad czym trzeba nieustannie pracować (wytwarzać je) poprzez między innymi wspólne spożywanie posiłków, wspólne przebywanie, wspólne pracowanie, polowanie itd. Innymi słowy pokrewieństwo jest wytwarzane kulturowo.
Logika ta ma wiele istotnych konsekwencji, które widać w praktyce dnia codziennego. Ktoś, kto urodził się twoim bratem, może przestać nim być, jeśli wyjechał i nie dzieli już z tobą posiłków, działań, przestrzeni i czasu. Z kolei ktoś, kto nigdy nie był twoim (biologicznym) krewnym, może zostać włączony do tego kręgu (poprzez określanie go terminami pokrewieństwa) przez sam fakt dzielenia z tobą codziennego życia i posiłków. Pamiętam moje zakłopotanie, kiedy terminami pokrewieństwa „szwagier” lub „wujek” Indianie Moré określali ludzi, o których wiedziałem, że na pewno nie są ich krewnymi w sensie biologicznym. W końcu musiałem zdecydować, czy licząc populację Moré, uznawać ich za obcych, czy też zaliczyć ich do Moré. Puenta, jaka z tego wypływa, jest prosta i piękna. Ludzie stają się naszymi krewnymi lub mogą przestać nimi być. To jest proces, o który trzeba dbać. Obcy może stać się bliskim i na odwrót.
I na koniec historia, która tworzy klamrę tej opowieści. Być może zaskoczył cię fakt (lub nawet go nie odnotowałaś), że Indianin zinterpretował sen, w którym przyśniły mu się dzikie świnie pekari jako zapowiedź spotkania z wrogami, do którego doszło w rzeczywistości (chodzi oczywiście o opowieść z początku tego artykułu). Otóż w tym jednym zdaniu ukryte jest wiele wiedzy. Pekariowate (Tayassuidae), czyli w uproszczeniu dziki Ameryki Łacińskiej, mają specjalny status w kulturach Amazonii. Dla wielu ludów indiańskich pekari w rzeczywistości są osobami i żyją jak ludzie. Polowanie na nie to tak naprawdę wojna. Te kulturowe przekonania wcale nie są takie dziwne, jak może się to wydawać na pierwszy rzut oka.
Po pierwsze pekari białobrode (Tayassu pecari) żyją w grupach liczących od kilkudziesięciu do dwustu osobników. Standardowa wielkość grup ludzkich w puszczy tropikalnej (na tzw. obszarach międzyrzecznych) również oscyluje w tych granicach. Po drugie nie tylko liczebność upodabnia pekari do społeczności ludzkich. Pekari przemieszczają się razem i jedzą razem, czyli spełniają liczne warunki logiki pokrewieństwa wewnątrz grupy, o której wspominałem powyżej. Stanowią więc społeczność, która z naszego punktu widzenia wygląda jak grupa zwierząt. Jednak dla Indian Amazonii bliskie jest stwierdzenie, że pozory mylą, a punkt widzenia ma znaczenie.
Przede wszystkim „prawdziwa natura” tych zwierząt jest opisana w mitologii. Wiele indiańskich mitów mówi wprost, że kiedyś pekari były ludźmi. W zasadzie amazońskie mitologie mówią coś więcej. Mówią, że większość bytów, które widzimy dziś jako zwierzęta, było kiedyś ludźmi (wie o tym każdy, kto czytał książki Claude’a Lévi-Straussa, tego od strukturalizmu). Jednak mity to nie jedyne źródło wiedzy na temat „prawdziwej natury” pekari. Równie ważnym, jeśli nie ważniejszym, są osobiste doświadczenia szamanów, którzy potrafią spotkać się z pekari i widzieć je w ludzkiej postaci.
W Amazonii istnieje szerokie spektrum technik, których używają szamani, by widzieć to, co zazwyczaj jest niewidoczne lub ukryte pod postacią np. zwierzęcia. Od najbardziej dla nas egzotycznych, jak spożywanie roślin halucynogennych, po równie skuteczną technikę, jaką jest śnienie. Warto dodać, że sen ma bardziej złożony status w kulturach indiańskich niż w naszym świecie. W skrócie – sen nie jest tylko czymś, co odgrywa się w głowie. Wydarzenia i doświadczenia przeżyte podczas snu często stają się częścią biografii śniącego. Może on zdobyć wiedzę i umiejętności dzięki snom. Wpływają one również na zachowanie w ciągu dnia. Pod wpływem snu ktoś może zrezygnować z polowania lub podjąć się jakiegoś działania, którego wcześniej nie planował.
Na przykład szamani Indian Wari’ we śnie potrafią widzieć pekari takimi, jakimi one same siebie widzą. Wtedy okazuje się, że pekari żyją w osadach z domami tak jak ludzie, że mają relacje pokrewieństwa, żony i mężów. Z punktu widzenia pekari ich posiłek jest ludzkim posiłkiem. Używają ognia do gotowania, wytwarzają ubrania i broń do polowania. Mają ludzką kulturę, która wygląda tak samo, jak kultura materialna Indian Wari’. Innymi słowy pekari same siebie widzą jako osoby w ludzkich ciałach. Tylko z zewnątrz (przez innych) mogą być widziane jako zwierzęta pekari, ale one same siebie widzą jako ludzi.
Dlatego właśnie grupa Indian polująca na pekari toczy w rzeczywistości z nimi wojnę. Ponieważ z różnych punktów widzenia przez moment w lesie spotykają się dwie grupy osób i każda grupa (z osobna) widzi siebie samych jako ludzi. O tym, kto rzeczywiście okaże się być człowiekiem, decyduje rezultat tego spotkania. Ofiara staje się zwierzęciem (pokarmem), a wygrany człowiekiem (drapieżnikiem). Przetrwa punkt widzenia zwycięzcy, w którym zawsze to on siebie samego widzi jako człowieka, a ten drugi (przegrany) staje się zwierzęciem.
Być może jest to zaskakująca dla nas logika, ale zupełnie racjonalna. Opiera się na kilku spójnych założeniach na temat świata i bytów, które go zamieszkują. Te założenia są zadziwiająco rozpowszechnione w kosmologiach ludów indiańskich zamieszkujących Amazonię (i nie tylko). Puenta, jaka z niej płynie, zdaje się dość uniwersalna kulturowo. Nie należy ufać własnym zmysłom, gdyż pozory mylą. Prawdziwa metafizyka Amazonii.
Chyc, P.
2021 Otro lado. An inquiry into the conceptual topology of animism among the Moré (Itene) of the Bolivian Amazonia, „Etnografia. Praktyki, Teorie, Doświadczenia”, nr 6.
1957 El iténez salvaje, Vol. 3, La Paz.
2016 Die Guaporé-Expedition (1933–1935): Ein Forschungstagebuch, Köln.Viveiros de Castro, E.
2017 Kosmologiczna deixis oraz perspektywizm indiański, „Etnografia. Praktyki, Teorie, Doświadczenia”, nr 3.